RancorWymagania: Opanowanie 12+
Postrach Ragady, wściekłe psy, dzieciobójcy, różne przypisywane są rancorom miana. Ja jednak wiem swoje. Jeden z nich był mi druhem przez lat z górą piętnaście. Przez ten okres zdążyłem się już nie raz przekonać ile mitów o tych ludziach narosło. Czas by było wreszcie pewne rzeczy w tej kwestii naprostować.
Prawdą jest, że są to samotnicy. Nawet ja, który przecież nazywać się mogłem przyjacielem jednego z nich nigdy tak naprawdę się do niego nie zbliżyłem. Wiem, że położyłby on za mnie głowę pod katowski topór, ale nigdy nie opowiedziałby o młodzieńczych latach. Mówi się, ze każdy ma swoją mroczną tajemnicę. Przy rancorach to się nie sprawdza. Całe ich życie to jedna wielka mroczna tajemnica. W końcu by zostać jednym z nich trzeba spaść na samo dno. I nie mówię tu o utracie tytułu, majątku, bądź rzeczy w tym stylu, o nie. Nie wyobrażacie sobie państwo zdziwienie jednego kawalera, gdy okazało się, że wynajęty przez niego rancor jest od niego znacznie majętniejszy. To nie o pieniądze chodzi tym najemnikom. To dla nich swego rodzaju pokuta. Istnieje w Ragadzie powiedzenie, że żeby się podnieść trzeba opaść na sam dół, by było się od czego odbić. Długo tego nie rozumiałem. Teraz jednak zaczynam pojmować. Oni poszukują zapomnienia. Szukają po części śmierci. Cokolwiek mogłoby wymazać wcześniejsze życie. Wpadli oni tak głęboko w wir krwi i cierpienia, że nie znają już innej drogi. Widziałem jednak rancorów, którzy odnaleźli spokój. Nie taki, co prawda jak w rozumieniu innych ludzi. Dochodzą oni do momentu w którym czują, że wreszcie zniszczyli w sobie wszystko. Kiedy życie i śmierć stają się jednym, a z ich uczuć nie zostaje nic. Wtedy mogą odpocząć. Jako wraki ludzi, ale jednak.
Co ciekawe, nie tylko Ragadańczycy obierają tą drogę. Stanowią miażdżącą większość, ale tak naprawdę, każdy kto stracił rodzinę, honor i sens życia, a za nimi wszelkie hamulce może podążyć ku zatraceniu. Niegdyś słowo rancor oznaczało żal. Teraz przyoblekło się w ciała ludzi.
Nie jest jednak prawdą, że nie mają oni honoru. Po prostu inaczej rozumieją to słowo, istnieje niepisany kodeks. Przyjmą każde zlecone im zadanie i atakują raz. Jeżeli pojedyncza akcja nie zakończy sprawy z szacunku dla przeciwnika odpuszczą. Rzadko się jednak to dzieje. Jest to raczej motywacja do większego przyłożenia się do ataku niż realna szansa. Do zadania ciosu przygotowują się długo i starannie. Wszystko wyliczone jest co do minuty. Nie ma metody, przed którą by się wzdrygali jeśli miałaby ona wieźć ich do celu. Okropności, której by nie popełnili. Wyraźnie widać to w sposobie w jaki walczą. Atakują w najczulsze miejsca by przeciwnik choć na chwilę spuścił garde i dobijają. Jeśli dochodzi do wymiany ciosów to znaczy, że coś poszło nie tak.
Inną historią jest aura ich otaczająca. Scena w której mój przyjaciel wszedł na bal pozostaje dla mnie niezatartą. Strażnicy wiedzieli, że powinni go wyrzucić jednak nikt nie miał odwagi do niego podejść, a może był to szok. Muzykanci ucichli, a goście zaprzestali rozmów. Po części rozumiem takie zachowanie. Słyszałem jak ludzie o nich mówią przypisując im często niewiarygodne zdolności jak i niezwykłe okrucieństwa. Oczywiście rancorzy to tylko ludzie. Często o dużych umiejętnościach, ale tylko ludzie. Co do okrucieństwa też wiele historii jest zmyślonych. Czyste okrucieństwo dla samego ranienia innych jest im obce. Brak hamulców, a bycie sadystą to dwie różne rzeczy. Tym nie mniej trudno znaleźć człowieka, który nie zareagowałby jakkolwiek zdając sobie sprawę, że stoi obok rancora. A wierzcie mi trudno nie poznać. Zahartowana twarz i to jakże trudne do pomylenia zimne, nieczułe spojrzenie nie zostawiają wątpliwości. Może tylko weterani z Agarii mogą ich przypominać. Częściowo idzie za tym pewien ostracyzm. Nie zaprasza się takich ludzi na spotkania towarzyskie. Ci najemnicy funkcjonują poza społeczeństwem, ale to ich wybór. Taką płacą cenę za stanie się kimś, do kogo porównuje się ciemność i straszy dzieci w całym Dominium.
Brudna walka
Pierwszego obalił kopiąc go w twarz. Drugi podbiegał już od strony drzwi, ale spotkał się z rzuconą w jego stronę lampką oliwną. Trzeci zachodząc Rancora od tyłu chwycił go mocno, ale cios głową łamiący mu nos przekonał go do puszczenia przeciwnika. Swoje jednak uzyskał. Odepchnięty Rancor spadł ze swojej pozycji na stole. Zewsząd nadbiegali już inni. Otoczyli bezbronnego przeciwnika. Czy jednak bezbronnego? Krzesło związało rapier największego, a kolano odnalazło drogę do jego klejnotów rodzinnych. Reszta zdążyła obalić cel na ziemię. Mieli wyraźny rozkaz pochwycić go żywego. Dwóch Przygniotło go do podłogi, trzeci zaś przytrzymał nogi. Czwarty chciał go uciszyć kładąc mu rękę na ustach, ale ugryzienie pozbawiające go kawałka skóry między palcem wskazującym a kciukiem skutecznie temu zapobiegło. Rzucał się jak wściekłe zwierze, ale ostatecznie jednak udało się, złapali go.
Rancorzy są biegli w walce, zwłaszcza tej niehonorowej. Znają praktycznie każdy brudny i niegodzien szlachcica cios. Rzuty związane z takimi zagrywkami jak rzut piachem w oczy dostają +2. Ponad to Rancor nie musi ich wykupywać jako biegłości.
Ziarno od plew
-Mów! -Bandyta przysunął rozpalony do czerwoności pręt do twarzy Rancora. -Mów albo wypalimy ci nasze inicjały na ciele, kreska za kreską. Lodowato błękitne oczy ani na chwile nie traciły kontaktu z oczami oprawcy. Zapadło niezręczne milczenie. Zbir coraz bardziej tracił grunt pod nogami. -Odradzałbym ci to Cyrusie, lepiej mnie zabij na miejscu, bo cię dopadnę, kiedy nie będziesz miał wokół siebie tylu ludzi do ochrony.-Co proszę? -Twoje wnętrzności ujrzą dzisiejszy zachód słońca. Możesz to potraktować jako obietnicę. Słowa jeńca tylko pogorszyły sprawę. Nie chodziło o samą treść, ale o sposób w jaki mówił. Cyrus poczuł w krzyżu ukucie strachu. On święcie wierzył w to co mówił. Rozejrzał się po obecnych w pokoju towarzyszach szukając jakiejś bezpieczniejszej ostoi. Gerhard stał oparty o ścianę nerwowo strzępiąc bandaż obwiązujący mu rękę. Blizna siedzący po prawej patrzył w sufit obmacując sobie złamany nos. Tylko Darowic wydawał się nie tracić rezonu. -Agaryjczyku, skończ to, nie chcę już patrzeć na tego Rancora. -Głos złamał mu się w pół zdania. Właśnie stracił przywództwo w bandzie, przez człowieka związanego tak, że nie mógł nawet ruszyć palcem u nogi.
Wszyscy ludzie w obecności Rancora muszą rzucić na swoje Opanowanie z PT 0. Jeśli test się nie uda do wszystkich rzutów wymierzonych przeciw niemu dostają +2 PT. Jeśli zaś któryś przegra o 5, lub więcej nie będzie w stanie podjąć przeciw niemu żadnej akcji, chyba że w walce. A i w niej będzie miał PT 4.
Wszystko już widziałem
Blizna i Gerhard zerkali po sobie co chwila. To, że Agaryjczyk okładał Rancora pięściami wcale nie pomagało im się uspokoić. Wręcz przeciwnie. Uśmieszek bitego powodował u nich gęsią skórkę. -No gadaj Ragadańczyku, ja tak mogę cały dzień. Albo lepiej, wezmę siekierkę i poodrąbuje ci po kolei wszystkie palce. -Wy i tak gorzej skończycie. -Masz na myśli gniew Jedynego? -Nie, mój. Wiem że kazano wam mnie zostawić przy życiu. Znajdę i wykończę każdego z osobna. Darowic poczerwieniał na twarzy. -Gerhard, Blizna idźcie po siekierę. Bandyci tylko na taką okazję czekali. Wyskoczyli z pokoju jakby goniła ich sfora wilków. -Nie musiałeś mnie tak mocno bić. To za kopnięcie mnie w jaja. Słysząc to Agaryjczyk się skrzywił. -To ci ździebko nie wyszło. No już dobrze, rozwiąż mnie i daj rapier. Obiecałem coś Cyrusowi.
Rancora nic co ludzkie nie jest w stanie przerazić. Tak mawiają i mają rację. Do wszystkich rzutów przeciw strachowi dostaje +4. Chyba że mają do czynienia z ciemnością. Tedy spada to do +2. On sam za to ma +2 w rzutach zastraszania. Nie licząc ciemności nic bardziej ludzi nie przeraża niż człowiek, który nie zna lęku.
Driden Wornegon. |